Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/pod-mleko.walbrzych.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server865654/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 17
– To mój dom. Zresztą, Hairy S...

Technicy przeanalizowali fotografię, powiększyli ją i wyostrzyli, szukając najmniejszych

bliskość doprowadzała jego krew do wrzenia, sprawiała, że tętno przyspieszało. Nabrzmiał.
Trzask!
– Zobaczę, co się da zrobić.
knajpkach.
cisnąć ją w bagno, ale się opanował. Jeszcze czego, nieźle musiałby się z tego tłumaczyć. Na
Choć od rana nie miał nic w ustach, prawie nie czuł smaku wyschniętych frytek i
dokładniej jej legitymacji? Ta wariatka z pewnością nie jest policjantką.
na wysokości jej kolan. Czuła w głowie każde uderzenie serca. Wyostrzone zmysły kazały
płaskim brzuchu; ciekawe, czy ona, Bentz i dziecko będą kiedykolwiek prowadzili normalne
– Policja. – Spojrzała na niego ze strachem.
mają się spotkać na posterunku?
zadzwoniła do biura. Robi mi się słabo na myśl, że mnie złapią, zanim dokończę, zanim
dziewczynom.
Wzdrygnęła się na myśl o jego gniewie. Wyciągnęła asa z rękawa:

nigdy jej nie zobaczą, i babcia w Santa Barbarą, i jeszcze Kurt, jej niby chłopak...

Było późne popołudnie, słońce chyliło się ku zachodowi, upał zelżał. Bentz postanowił
139
– Gorzej. Chcą się mnie stąd pozbyć.

– Co? Zniszczyłaś album? – Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. – Nie! Jak mogłaś! –

Rozmawiałem z nimi i wiesz co? Wszyscy uważają, że to Bentz.
– Och, nie myśl sobie, że będę lepiej usposobiona, bo się bawisz w pokojówkę –
i... i jeszcze ten przejmujący dziecięcy głosik w telefonie. Mój Boże, myślała, że to Jamie. Przez krótką chwilę myślała, że jej córeczka wciąż żyje. Kto się tak nad nią znęca? Kto wymyślił taki okrutny żart? Ktoś, kto cię nienawidzi. Ktoś, kto chce, żebyś się załamała. Ktoś, kto cię bardzo dobrze zna. Chyba że wszystko sobie wymyśliłaś. Może to tylko twoja wyobraźnia? Pojękując, sięgnęła po telefon, żeby sprawdzić, skąd dzwonił ten ktoś, ale w pamięci telefonu nie było żadnych numerów. Może je skasowała? Myśl, Caitlyn, myśl! Wróciła z joggingu, brała prysznic... i... i... i co? Co? - Do diabła. - Nie pamięta ostatnich kilku godzin. Chociaż nie, pamięta, że przyszedł detektyw Reed. Zgadza się? Tak... i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, mówiąc, że musi skontaktować się z prawnikiem. Ale nie miała wątpliwości, że wróci. Tylko patrzeć, a zjawi się z kajdankami. O Boże, w co ona się wpakowała? Wszyscy w rodzinie umierają... po kolei opuszczają ten świat. Pomyślała ze smutkiem o swojej córeczce, matce, a nawet o Joshu. Był sukinsynem, ale nie zasłużył na tak okropną śmierć... Zamrugała oczami. Przypomniała sobie najdrobniejsze szczegóły pewnej rozmowy. - Napijesz się wina? - drażniła się z nim. - Nie, ty masz przecież alergię... - Na inne wino. A teraz wynoś się stąd. - Uśmiechnął się zarozumiale i opróżnił kieliszek. Co za głupiec. Dreszcz przebiegł jej po plecach. Co ona zrobiła tamtej nocy? Była tam, w domu Josha, w jego gabinecie... ale on wtedy żył... Więc ta krew... skąd wzięła się ta krew? Może przyniosłaś ją tutaj, wariatko. Jesteś wystarczająco szalona, żeby coś takiego zrobić. Czy ten odcisk dłoni nie pasował do twojej dłoni? O Boże, Boże, Boże! Serce zaczęło łomotać, przypomniała sobie tamten ranek, sypialnię we krwi: lepkie prześcieradła, ciemne plamy na firankach i dywanie, pęknięta szyba w łazience. Błądząc palcami po nocnej szafce, strąciła pilota od telewizora i włączyła lampkę. Rozejrzała się szybko, by upewnić się, że drzwi są zamknięte, a w pokoju nie ma rozmazanej krwi ani niczego niepokojącego. Było cicho. Może zbyt cicho. Nie zaczynaj od nowa, Caitlyn. Boisz się własnego cienia. Oskar przeciągnął się i ziewnął, odsłaniając czarne wargi, różowy język i ostre zęby. - Leniuszek! - podrapała go za uszami. - Tak jak ja. Straszne z nas leniuchy. - Próbowała opanować narastającą panikę, bez skutku. Z trudem zwlokła się z łóżka. W lustrze w łazience zobaczyła swoją przerażoną twarz. - Weź się w garść - warknęła, zaciskając ręce na brzegu umywalki. - Nie wolno ci się załamać. Tylko nie to! - Odkręciła kran, pochyliła się i opryskała wodą policzki i czoło. Zacisnęła powieki. Teraz kilka głębokich wdechów. Uspokój się, nie słuchaj tych głosów... nie słuchaj. Powoli otworzyła oczy i groźnie spojrzała na swoje odbicie. Taka słaba. Taka przerażona. Taka krucha. Weź się w garść! Dobrze, będę dzielna, powiedziała sobie.

Dwanaście lat temu, podczas dochodzenia w sprawie sióstr Caldwell, nie znaleźli

I przed policjantem, który ma za dużo czasu i któremu odbija na punkcie nieżyjącej żony.
Zadzwonił do córki, zostawił wiadomość. Odzwoniła po pięciu minutach.
I dobrze. O1ivia wolałaby zmierzyć się z nią w walce, niż tkwić w cuchnącej klatce.